Gdy wyciągnął broń, rozległ się krzyk przerażenia, który po jego słowach przeszedł w płacz i szlochanie. Dwie kobiety, obie tak samo przerażone, trzęsły się przed nim w płaczu. Dopiero po kilkunastu sekundach jedna z nich zdołala się opanować na tyle, by zacząć cokolwiek mówić.
- My... my nie chciałyśmy. Bałyśmy się - jej głos łamał się, a kobieta trzęsła się przytulona do towarzyszki - Te dzieciaki i ich rodziny... przychodziły tutaj normalnie i ich zapisywałyśmy. Potem, zwykle wieczorem, przychodzili jacyś mężczyźni... gangsterzy... i dawali listę, kogo wykreśli i czyje akta usunąć z bazy. Grozili nam...
Lucius nadal stał niewzruszony z bronią w reku wycelowaną w stronę kobiet. O ile potrafił ocenić, ich reakcja zdawała się autentyczna i naprawdę się bały. Jeśli to, co mówiły, było prawdą, nie zwalniało to ich od winy, ale przynajmniej tłumaczyło motyw.
- Oni chyba zabierali gdzieś tamte dzieciaki. Nie wiem, gdzie - dodała druga. - Myślałam, że wywożą je na zlecenie jakiś bogatych snobów, co to nie mogą znieść, że ktoś z pospólstwa okazał się być lepszy niż ich własni synowie i córki. Były już z nimi afery i myślałam, że to jeden z ich pomysłów na zemstę.
Grożono nam - dodała znowu pierwsza. - Mówili, że wywiozą też i nas. Nie mam pojęcia, co robili z dzieciakami. Kazali trzymać gęby na kłódki. Jedyne, co się dowiedziałam, to, że ci goście mogą być z jednego z gangów z dzielnic poniżej, może z Furii.
- Mam kopie tych akt - druga, młodsza z kobiet przerwała koleżance i wywołała zaskoczenie zarówno u niej jak i trochę u Luciusa. - Nie wiem, czemu to robiłam, może jakieś przeczucie miałam... Damy panu, co pan tylko chce!
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Gangsterzy właściwie nie mieli szans. Mało tego, o jakichkolwiek szansach nie mogło być nawet mowy. Dla wyszkolonego oddziału komandosów byli wystawieni niczym owieczki na rzeź. jedynym wyjątkiem był ich cel - Bin Bin. ten dostąpił zaszczytu przeżycia tej chwili, by już niedługo potem pojawić się na "Novie" i spowiadać, co robił w gościnie u Furii.
Na pojedyncze słowo-rozkaz swojego dowódcy, Codex wypuścił strzał ogłuszający prosto w roześmianą twarz Bin Bina. Ten nie zdążył nawet zwalić się na podłogę, a trzymane przez niego piwo rozlać po niej, gdy w ślad za pierwszym strzałem poszły granaty hukowe, a Hex odpalił ładunki, odcinając całą wieżę od prądu. Pozostali mężczyźni byli tak zaskoczeni, że nie zdążyli nawet ruszyć się z miejsca, gdy pierwsza trójka spośród nich padła martwa z przestrzelonymi klatkami piersiowymi lub głową zamienioną w dymiącą miazgę. To jednak mogli zobaczyć jedynie członkowie oddziału Gveira. Pogrążone w ciemności pomieszczenia trzeciego poziomu już wkrótce miały się stać grobem dla kolejnej trójki ludzi Furii. Jedynie jeden z nich, raczej odruchowo, zrobił krok w stronę panelu komputera, który obsługiwał droidy. Potem jednak dołączył do kompanów.
W sali momentalnie zapadła cisza. W trybie noktowizji Gveir widział tylko, jak jego ludzie wykonują dalsza część rozkazów. Guru i Neya chwycili Bin Bina za ręce i nieprzytomnego zawlekli w stronę schodów, którymi dotarła tu grupa ich dowódcy. osłaniani przez swoich kompanów, dotarli z ciałem aż pod wyjście z wieży. Tam zobaczyli, ze wybuchy Hexa skutecznie odwróciły uwagę gangsterów, a kanonierka, która zbliżyła się nad plac jeszcze skuteczniej skupiła na sobie uwagę. Na krótko, bowiem otwierając ogień dała do zrozumienia, ze nie będzie tolerować gapiów.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Jego przybycie okazało się zaskoczeniem dla profesora, który najwyraźniej przeżywał też ciężkie chwile z pułkownikiem. Na ile chiss zdążył poznać Borgisa, to rozmowy z nim nigdy nie należały do prostych, nawet te zwykłe i spokojne. Być może ich przełożony również miał do Shito swoje pytania. opliko zaś dołożył jeszcze trochę do tego bagażu stresu.
- Furia? Ale, że jak? Wytłumacz mi jeszcze raz...
- Profesorze, proszę. Działamy dla Pańskiego dobra i zależy nam na usłyszeniu prawdy. Wielu ludzi dzisiaj zginęło, by zachować pana przy życiu i musimy wiedzieć. Mój człowiek nie zadawałby pytań, gdyby nie miał stosownych przypuszczeń.
Ton głosu Borgisa był spokojny i opanowany. Mówił wolno, ukazując drugą ze swoich osobowości. Przynajmniej teraz można było go bez trudu zrozumieć. Co jednak dało się zauważyć, nie spuszczał wzroku z profesora.
- Ja... no dobrze - Shito westchnął i przetarł spocone od nerwów czoło - Dobrze, już dobrze. Należałoby się przyznać... Rzeczywiście, kupowałem od Furii paliwo zanieczyszczone uranem. Przez różnych pośredników, więc nie dziwne, ze usłyszałeś od jednego z handlarzy, że u niego byłem. Na pewno też dało się mnie rozpoznać na jednej czy drugiej kamerze. Ja... prowadzę specjalny projekt i potrzebowałem uranu, a lepiej było żeby nikt nie wiedział o nim za wcześnie. Znaczy... o tym projekcie. Nie chciałem o nim mówić, bo ostatnio wszystko robię dla Inkwizycji i chciałem mieć coś... coś własnego. Takie moje dziecko. Wiem, to było skrajnie nieodpowiedzialne, ale nie mogłem usiedzieć na miejscu. No i chyba ta cała Furia się na mnie wkurzyła, jak podniosła ceny, a ja powiedziałem, że za takie kredyty to mogą sobie darować. Chyba pomyśleli, że mogę ich wydać... Na dowód mam te plany w domu. Ciężko wytłumaczyć mój pomysł bez nich, to skomplikowane, ale jeśli pułkownik by zezwolił i przydzielił obstawę to może pojechałbym na miejsce i przywiózł wszystko do okazania?
- Opliko, co o tym sądzisz? - zwrócił się do chissa Borgis.