- to niespodzianka - uśmiechnęła się unosząc brew, badając reakcję swojego towarzysza, po czym wyciągnęła rękę po datapad z informacjami.
***
***Z lekką kpiną na ustach Quinlan wyszedł z lokalu, poszedł jedną uliczką, potem drugą, wnet skręcił do czyjegoś domu
- Witam panią, zastałem Doriana? - Zielonoskóra nieska kobieta osłupiała, kiedy niebieskoskóry właściwie olał ją, zadając pytanie, tylko po to by wyłapać ruch kontem oka przez próg drzwi, aż do rogu skrzyżowania ścieżek. Tak, osiłek się pojawił i szedł za nim. Nic prostszego.
- Jeśli go nie ma to muszę przekazać mu coś ważnego, inaczej zginie. To bardzo ważne.
- Kim Ty w ogóle jesteś, jaki Dorian? Co? - Quin olał ją kierując się ku kuchni, która był pomieszczeniem z oknami.
- hmmm widzę piecze pani smaczne ciasteczka - poczęstował się pierwszym lepszym z blaszki na stole, wyszukując w międzyczasie pożądanego elementu
- na prawdę świetne
- zaraz odstrzelę Ci łeb koleś! - kobieta zagroziła mężczyźnie celując w niego z małej broni, gdy ten beztrosko przyglądał się zamknięciu okna.
- spokojnie, spokojnie już wychodzę. Jeśli nie mieszka tu Dorian, to musiałem pomylić mieszkania. Muszę przyznać, może pani sprzedawać te ciasteczka są wyśmienite - Quinlan kiwnął głową z aprobatą, choć w rzeczywistości były okropne. Okno zaś było już uchylone.
- właśnie wychodzę, miłego dnia i dziękuję za gościnność - powiedział serdecznie, po czym wyszedł na skrzyżowanie dróg, które ostatnio minął. Zyskał tak co najmniej pięć minut, zanim się ten zorientuje, że go zgubił. Po takim czasie, jego już dawno tu nie będzie. Bułka z masłem.
***Jego nowy kontakt odpowiedział na wezwanie. Przy statku, gdzie pałętało się dwóch techników siedział sobie na dużej skrzyni, której uprzednio tu nie było. Miał na sobie pełną płytówkę z mandaloriańskiego beskaru, a jego hełm z kompletu leżał obok skrzyni. Jego pancerz musiał chować w sobie kilka ostrzy przy dłoniach i pewnie jakichś innych wynalazków łowców nagród. W oczekiwaniu na Quinlana pucował ostrze wibrotoporu. Arg'garok lśnił przy świetle zachodzącej gwiazdy. Ciemnozielona morda, odwróciła ślepia ku nadchodzącemu Chissowi. Quin dostrzegł w jego oczkach dobry nastrój. Nieco niezbyt zgrabnie podniósł zad ze skrzyni, odłożył broń i wyszedł naprzeciw. Był dość groteskowym widokiem. Jak na Gamorreana, rzadko który obcował z jakąkolwiek technologią w miarę sensownie. A ten miał na sobie całkiem nowoczesny sprzęt, choć widać po przejściach. Szram na pancerzu nie brakło, miejsc napraw i zdartego lakieru. W sumie wyglądał jakby wrócił dopiero co z jakiej to bitki.
- Siema - wokabulator zaskrzeczał męskim nie pasującym kompletnie do osobnika głosem. Ten klepnął Quinlana w bark na przywitanie, wymuszając od niego zaparcie się stopami, by nie stracić równowagi. Mógł użyć mniej siły, ale najwidoczniej lubił tak, bo prychnął rozbawiony.
- Ino robótka się szykuje, coś takiego nie?
***
Podarunek wprowadził kobietę w zakłopotanie. Nie żeby miała coś przeciwko, po prostu nie wiedziała jak mu odpowiedzieć.
- dziękuję - rozpromieniła się bardziej przymierzając nowy nabytek. Zaś sam ochroniarz, trzymał się dość daleko od ich dwójki. Quinlan nie powstrzymał się by nieco dłużej przyjrzeć się dekoltowi, kiedy kobieta skupiła swoją uwagę na nowej biżuterii, a tu dostrzegł minipluskwę. Sprytnie schowaną pod krawędzią schodzącego się wcięcia tkaniny. Jej ochroniarz nie musiał zbytnio być blisko by wszystko usłyszeć. Chyba, że to ktoś inny...