przez Trouble » 27 Mar 2019, o 22:46
- Wcześniej to nawet nie wiedziałam gdzie lecimy... - Odparła. - A ty lubisz tajemnice. Miałam tu takich co mieli tajemnice. Przyjemne typki. - Skończyła wtedy z oddziałem imperialnych komandosów, z walkami, pościgami, misją infiltracyjną i spierdalała przez pas asteroid... To byli DOBRZY pasażerowie. Dawno się tak nie zabawiła. Miała nadzieje, że ci tutaj też dostarczą jej atrakcji. Choć szczerze mówiąc, to działali jej na nerwy. Za każdym razem musiała sobie przypominać, żeby powściągała język i charakter, ale kurwy aż się cisnęły na język. - I tak wypadałoby dolać trochę paliwa i pewnie trzeba będzie dopłacić za pobyt w kosmporcie. Więc łaski aż tak dużej nie robisz... I tak mamy chwilkę. A w międzyczasie obskoczę migusiem na targ lub paru kantyn i wypytam się co i jak.
Jak postanowiła, tak zrobiła. Najpierw udała się załatwić formalne sprawy w kosmporcie - doładowanie odrobiny paliwa. Szybka kalkulacja podpowiadała jej, że miała jeszcze jakieś, pi razy kant, z dziesięć kawałków. Tak więc dolała paliwa żeby wyrównać bak do połowy, o ile jej starczy i ruszyła na miasto. Tu... cóż. Musiała się pytać. Od jednego straganiarza do drugiego, od kantyny do kantyny. Trochę czasu jej to zajęło, ale wiadomo jaka Trouble była - gadatliwa. Umiała ludzi wkurwiać swoim językiem, ale też w razie czego umiała i ich za język pociągnąć. Tak więc w końcu znalazła kogoś w desperackiej sytuacji co i ona - niejaki Shamik-Zam, który potrzebował zawieźć kilka beczek chemikaliów na Tatooine. Dla niej był to jak złoty bilet! Nie będzie pustych przelotów! Po ustaleniu szczegółów zadania - a więc do kogo dostarczyć, gdzie go znajdzie i inne drobne detale, dojść miało do targów. Z jednej strony targowanie się w takiej sytuacji były ryzykowne, ale z drugiej... ? Trouble potrzebowała pieniędzy, kupiec transportu. Tak czy siak musieli dojść do konsensusu jeśli nie chcieli strać kontraktu i po kilku długich minutach rozmowy mogli uścisnąć sobie ręce, a Trouble, swoim zwyczajem, wyszczerzyła zęby i udała się na statek ze swoim łupem - ROBOTĄ!
- Malik, rasa Kel Dor... Malik, rasa Kel Dor... To ci co wyglądają trochę jak pomarszczony, brązowy ziemniak ze szczypcami z przodu... lub czymś podobnym. - Trouble mamrotała do siebie żeby nie zapomnieć dla kogo jest transport i gdzie ma go dostarczyć.
Po powrocie na okręt nadzorowała załadunek chemikaliów, sprawdziła czy wszystko jest na miejscu i zasiadła za sterami okrętu. Wreszcie opuszczała ten padół nieszczęść i miała nadzieję, że nie wlatywała w większe.
- Proszę siadać, zapiąć pasy...Jeśli ktoś ma chorobę lokomocyjną, to proszę wziąć papierowe torebki i w razie czego rzygać do nich. Za zarzyganie tapicerki gwarantowany wkurw i pobicie... - Trouble sama zapięła pasy, włączyła komputer pokładowy i poczęła uruchamiać okręt. - Halo, halo, wieża! Tu ten czadowy kawał stali, YT-1300. Podrywamy się do lotu. Nie szalejcie mi za bardzo podczas mojej nieobecności... - Trouble poderwała okręt z ziemi, co ciekawe, z nowym silnikiem nie charczał tak jak zawsze i ruszyła w przestrzeń. W czasie lotu wzrok jej padł na tutejsze złomowisko i poczuła ukłucie w sercu... Co ona tutaj najlepszego nawyprawiała? Dziewczyna potrząsnęła tylko głową, zacisnęła usta i ruszyła na spotkanie Tatooine.