Cisza.
Pierwsze piętnaście sekund Al spędził w totalnym bezruchu i bezmyślności. Potem, nagle, jakby w jego umyśle pękła jakaś tama, przyszły wspomnienia.
Wybuchy...
Coraz bliżej...
Uwaga...!
– Kurwa mać! – Al'edo zerwał się z fotela i oparł obiema rękami o blat panelu sterowniczego. – Wszystkie te lata akkowi w dupę! – wydusił przez zaciśnięte zęby, po czym ze wszystkich sił wypchnął niepożądane myśli ze świadomości. Niemal natychmiast odetchnął głęboko i spojrzał w przestrzeń przed sobą. Tajemnicza planeta zdążyła z powrotem skryć się za krawędzią przedniego iluminatora. No tak, wciąż robili pieprzone kółka wokół własnej osi.
– D34D? Dee-dee?
Droid nie zareagował. W jego bezruchu było coś przerażającego, kiedy tak siedział, wpatrzony w Ala martwymi fotoreceptorami. Al'edo podszedł do niego od tyłu i otworzył klapkę. Przyjrzał się wnętrzu głowy, gmerając palcami w przewodach, choć wiedział, że praktycznie nie zna się na elektromechanice droidów. Dość jednak, że na jego oko w pewnym miejscu jeden z układów został uszkodzony. Wspaniale...
Wrażenia strachu wcale a wcale nie psuł tajemniczy i dziwny komunikat wygłoszony chwilę przed "śmiercią" robota. Kimkolwiek byli mieszkańcy planety, pilot szczerze wątpił, żeby mieli dobre zamiary, a już szczególnie wobec niego. Pennorth czuł się bardzo nieswojo. I bardzo mu się to nie podobało, tym bardziej, że zaczął odczuwać skutki całej sytuacji w okolicach żołądka. Nie stracił jednak ani na chwilę zimnej krwi.
– Jak, do cholery, ja mam teraz... – mruknął do siebie. Nagle go olśniło: – ...wszystkich bezpiecznie dowieźć... Dowieźć...
Wszystkich bezpiecznie dowieźć. Wszystkich... uratować. Uratować wszystkich. Tak, to jest twoje zadanie na tę chwilę, Al, więc weź się do roboty!
Pozbywając się dzięki tej auto-motywacji resztek rozpraszających go myśli, pilot przeszedł się po całej kabinie, sprawdzając dokładnie odczyty z komputera pokładowego na całej konsoli sterowniczej. Niestety, nie ulegało wątpliwości, że główny... no, że generator został uszkodzony. Nie, nie tylko "uszkodzony" – zniszczony w wybuchu, doszedł do wniosku Al'edo. Dalej metodycznie sprawdzając odczyty zastanowił się nad tym faktem. Teoretycznie istniały dwie opcje – usterka bądź zamach bombowy. To pierwsze raczej by go nie zdziwiło. Ale biorąc pod uwagę całą sytuację, czyli wyskoczenie promu tuż obok planety, zdalnie nadany poprzez D34D komunikat tuż po wybuchach oraz jego ewidentnie spersonalizowana treść... To nie była usterka, a w każdym razie nie przez nikogo nieoczekiwana.
Przerwał rozważania, skończywszy przegląd kontrolek i ekranów. Trzeba uspokoić pasażerów, natychmiast. Całe szczęście, że awaryjny generator zasilał oprócz napędu podświetlnego i systemów podtrzymywania życia również pokładowy interkom. Al dał sobie pięć sekund na namysł i przycisnął odpowiedni guzik.
– Uwaga, uwaga, mówi kapitan statku i wasz pierwszy pilot, Al'edo Pennorth. Pojawiły się... komplikacje związane z systemem hipernapędu, ale proszę się nie martwić. Obsługa robi co w jej mocy, by państwa podróż nie została bardzo przedłużona. Za odniesione szkody i dyskomfort przepraszamy, ale dla dobra sytuacji prosimy, by uwagi i skargi przekazali nam państwo już po zakończeniu lotu, w porcie na Coruscant. Dziękujemy za wyrozumiałość. – Al cofnął palec.
Nic więcej nie przychodziło mu do głowy. Przez chwilę wahał się, czy nie próbować uruchomić kamer, ale nie wiedział nic o możliwych uszkodzeniach również zapasowego generatora, więc wolał maksymalnie go oszczędzać, przynajmniej na razie. Spróbował połączyć się z droidem pokładowym i droidem-mechanikiem, wracając do rozważań.
A więc zamach. Tylko po co? Jedyne sensowne wytłumaczenie byłoby takie, że zamachowcy interesują się kimś lub czymś na pokładzie, bo z pewnością nie samym statkiem. Kimś lub czymś...
Nie było czasu na myślenie o przyczynach, należało zająć się skutkami. Bądź co bądź, to Al'edo Pennorth był kapitanem tej jednostki i był odpowiedzialny za każdego pasażera. Tym razem mu się uda. Tym razem kogoś uratuje, komuś pomoże, zamiast...
Znowu to samo! Ponownie usunął natarczywie powracające myśli i skupił się na zadaniu. Wiedział, jakie ma obowiązki, wystarczyło je wszystkie wykonać tak, jak trzeba. Wszelkie sentymentalne bzdury były w tej sytuacji zbędne.
Napłynęły raporty od droida pokładowego. Al uruchomił opcję wyświetlenia ich w konsoli tekstowej na głównym ekranie panelu.
> Uruchomiło się oświetlenie awaryjne;
> Pasażerowie wzburzeni, przestraszeni;
> Nadzwyczajny bałagan na pokładzie, przewrócone bagaże i podręczne przedmioty pasażerów;
> Ranni;
> Krzyki i płacz;
> Kilkoro pasażerów nie reaguje na bodźce;
> Agresywni pasażerowie, domagają się wyjaśnień i rozmowy z kapitanem, pilotami;
> Werbalna i fizyczna agresja względem mojej jednostki;
> Zalecane zablokowanie wszystkich drzwi wyjściowych z pokładu dla pasażerów, natychmiastowa pomoc medyczna i uspokojenie pasażerów;
> Ruszam po apteczkę pokładową;
> Werbalna i fizyczna agresja względem mojej jednostki;
> Werbalna i fizyczna agresja względem mojej jednostki;
> Wyjmuję apteczkę pokładową;
> Werbalna i fizyczna agresja względem mojej jednostki;
Podobne raporty przychodziły co kilka sekund. Wydawało się, że kilkoro pasażerów rzeczywiście jest co najmniej nieprzytomnych. Mężczyzna zablokował pokład pasażerski, jak mu zalecił droid pokładowy. Droid-mechanik wciąż nie odpowiadał. Al'edo miał nadzieję, że nie został zniszczony ani uszkodzony.
Zdecydował, że poczeka jakiś czas, aż pasażerowie się uspokoją. Może w tym czasie przyjdzie raport od mechanika. Chmurna planeta z powrotem ukazała się za iluminatorem, przypominając o ruchu obrotowym statku. Mimo to Pennorth nie uruchamiał na razie silników manewrowych, oszczędzając jak się da zapasowy generator. Na decyzję, co robić dalej przyjdzie czas, kiedy pasażerowie przestaną panikować. Pochylił się nad panelem i znowu wdusił przycisk.
– Drodzy Państwo – rzekł stanowczo – tu kapitan. Proszę natychmiast zająć miejsca siedzące i pozwolić pracować załodze okrętu. Pomoc medyczna jest w drodze, ale w celu umożliwienia jej nadejścia, muszą Państwo zachować spokój i opanowanie. Na razie, w czasie oczekiwania na pomoc, niech każdy, kto ma jakiekolwiek doświadczenie medyczne, wspomoże załogę w opiece nad poszkodowanymi. Pomoc jest w drodze. – Zakończył nadawanie.
Mężczyzna poczuł się dziwnie. Wiedział jednak, że musiał okłamać pasażerów.
Teraz jedyne, co musiał, to czekać.