Prom z Aeshi, Victorią, Emmą, a także Tomem i Vuul'em na pokładzie wzniósł się nad płytę lądowiska na krótko przed tym, jak pierwsze laserowe strzały z działek AT-AT trafiły w mury Akademii. Kamienie, które przez tysiące lat opierały się erozji, teraz systematycznie były zamieniane w gruz i żużel za pomocą imperialnej broni kierowanej przez bezdusznych żołnierzy despotycznego reżimu. Chwilę później do ostrzału dołączyła się druga maszyna krocząca i mury Praxeum wreszcie uległy naporowi laserowego ognia. Ściana świątyni Massasich osunęła się do wewnątrz, lecz niektóre bloki skalne runęły prosto na ferrabetonową płytę lądowiska - dokładnie w miejscu, gdzie chowało się ponad dwadzieścioro dzieci zbyt przerażonych, by brać czynny udział w walce. Mistrz Arden niemal fizycznie usłyszał krzyk bólu, jaki rozległ się w Mocy, gdy te niewinne istoty kończyły swój żywot w tak okrutny sposób.
Najgorsze jednak było to, że kamienie pospadały również na ostatni prom stojący na lądowisku. Początkowo wydawało się, że wszystko z nim w porządku, jednak chwilę później, z powodu wycieku paliwa, cała maszyna stanęła w ogniu, by następnie eksplodować w oślepiającym błysku, który pochłonął kolejne żywe istoty...
*****
-Osłony "Serca Iry" zanikają, sir. - głos pierwszego oficera był spokojny - Kapitan Shaak prosi o pozwolenie na wycofanie się z walki i zaleca podjęcie takich samych kroków z naszej strony.
-Rozumiem... - w głosie komodora Dornana słychać było świadomość porażki - Wyrażam zgodę na skok w nadprzestrzeń dla jednostki "Serce Iry". - poczekał aż rozkazy zostaną przekazane dalej, po czym kontynuował - Proszę obrócić się do nieprzyjaciół drugą burtą i skoncentrować cały ogień na najbliższym niszczycielu typu Imperial.
-Aye, aye, sir! Obrót na drugą burtę, cały ogień na najbliższy gwiezdny niszczyciel.
Jednostka Mon Calamari powoli zaczęła obracać się wokół własnej osi, by burtę z osłabionymi osłonami i podziurawionym pancerzem zwrócić w stronę księżyca, zaś przeciwnikowi wystawić tą nienaruszoną. Komodor Dornan z kamiennym wyrazem twarzy obserwował jak bliźniaczy okręt, "Serce Iry", opuszcza system uciekając przed pewną zgubą.
Nie, nie uciekając, poprawił się w myślach kapitan "Chluby Yavin", ale ratując życie załogi, która w innym wypadku niechybnie by zginęła...
******
Na placu boju został jedynie Mistrz Kevin Arden.
Był otoczony przez szturmowców w białych zbrojach, Sithów o identycznych twarzach spoglądających na niego wygłodniałym wzrokiem i dwie maszyny typu AT-AT. Jakby tego było mało, z naprzeciwka zbliżała się Darth Valkiriana, Ciemna Lady Sithów, członkini Triumwiratu.
-Przegrałeś Arden. - powiedziała - Mam teraz tysiąc możliwości, by cię zabić. Mogę szturmowcom wydać rozkaz otwarcia ognia, wojownikom zaatakować cię dziesiątkami mieczy świetlnych lub rozpylić na atomy przy pomocy dział AT-AT... Tyle, że wolę zrobić to osobiście.
-Co za zaszczyt. - mruknął tamten - Choć z drugiej strony, będę mógł zabrać cię razem ze sobą...
-Tylko w twoich snach, Arden.
-W takim razie, chodź i udowodnij ile jesteś warta...
*****
Na pokładzie kanonierek lecieli marines wysłani z krążowników Mon Calamari, by wspomóc walczących Jedi. Jednak tuż przed lądowaniem na terenie Akademii minęli w powietrzu ostatni prom uciekający z czwartego księżyca gazowego giganta, jakim był Yavin.
-Czy ktoś tam jeszcze został? - zapytał przez radio pilot kanonierki
-Mistrz Arden, możliwe, że również kilku innych Jedi, jednak po tym, co zrobiły tam AT-AT...
-Rozumiem. Nic tu po nas w takim razie... - westchnął zawstydzony swoim późnym przybyciem - Skoro jednak już jesteśmy, zniszczymy imperiałom chociaż te maszyny kroczące.
-Przyjąłem, tylko się pospieszcie...
*****
Zarówno sklonowani Sithowie jak i szturmowcy z wyraźnym zainteresowaniem i podnieceniem obserwowali pojedynek Mistrza Jedi i Lady Sith. Ich miecze świetlne poruszały się szybciej niż było w stanie zarejestrować to ludzkie oko, zaś dwoje wielkich szermierzy zamieniło się w ciemne plamy otoczone przez niebieską i czerwoną poświatę energetycznych kling.
Darth Valkiriana systematycznie spychała Mistrza Ardena w kierunku gruzowiska, jakie jeszcze przed kilkoma minutami było wspaniałą, starożytną świątynią zaginionego ludu przemienioną w Praxeum Jedi, gdzie Luke Skywalker szkolił pierwszych członków odrodzonego Zakonu. Lady Sith nie wiedziała, że Kevinowi zależy właśnie na tym, by znaleźć się w pobliżu ruin, gdzie mógłby zniknąć jej na jakiś czas z oczu, by następnie ukryć swoją obecność w Mocy i zaszyć się gdzieś w lesie. Znalezienie go byłoby wtedy niemal niemożliwe, nawet jeśli Imperium skorzystałoby z sensorów okrętowych. Nagle Mistrz Jedi odbił się od ziemi i, w powietrzu parując cięcie Valkiriany, wskoczył na blok skalny kilka metrów wyżej. Kobieta bez zastanowienia powtórzyła ten manewr, ucieszona, że niedługo jej przeciwnik nie będzie miał dokąd uciec, ale będąc w powietrzu ze zdziwieniem stwierdziła, że szybuje dokładnie w odwrotnym kierunku niż chciała...
*****
-Dwa AT-AT na pierwszej.
-Mam je. - w głosie pilota słychać było chęć zemsty
-Uzbrojenie na rakiety powietrze-ziemia.
-Przyjąłem. Damy chłopcom z marines zobaczyć co stracili?
-Jasne, czemu nie...?
Szturmowcy odwrócili głowy w kierunku, z którego nadchodził dźwięk wyjących na pełnych obrotach repulsorów i, ku swojemu przerażeniu, zobaczyli cztery kanonierki bojowe, spod których pokładów odczepiły się rakiety i pomknęły w stronę potężnych imperialnych maszyn kroczących. Pociski niosły ładunek o niszczycielskiej sile, więc gdy tylko uderzyły w AT-AT, bez problemu rozerwały gruby pancerz i przebiły się do ładowni wypełnionej żołnierzami zamieniając wszystko w piękną i niezwykle widowiskową, kulę ognia.
Oniemiali szturmowcy ruszyli się o ułamek sekundy za późno i maszyny kroczące zwaliły się na nich z hukiem o wiele większym niż poprzedzające go eksplozje. Nie był to jednak koniec przedstawienia, jakie postanowili dać, rozgoryczeni porażką, republikanie. Chwilę potem kolejne torpedy pomknęły w kierunku nieprzyjacielskich żołnierzy zamieniając, porastający Yavin 4, las w istne piekło. Gdyby to wsparcie przybyło wcześniej, na pewno ocalałoby znacznie więcej Jedi z pogromu, jaki urządzili zwolennicy Imperium Galaktycznego, które coraz trudniej było nazywać "resztkami"...
*****
Mistrz Kevin Arden obserwował jak Darth Valkiriana, popchnięta przez niego w powietrzu, zwala się na ziemię kilka metrów niżej. Była zbyt zaskoczona, by w porę zareagować i przy upadku upuściła swój miecz świetlny. Jedi miał właśnie zeskoczyć na dół, by zakończyć ten pojedynek, ale w tym momencie świat wokół niego zwariował.
Cztery kanonierki w ciągu kilku pierwszych sekund ataku wyrządziły nieprzyjacielowi szkody większe niż Jedi w czasie całej walki, a jednocześnie wprowadziły całkiem spore zamieszanie w jego szeregach. Rakiety i działa laserowe postawiły dżunglę w ogniu zamieniając ją na płonące piekło, z którego uciec udało się tylko nielicznym. Piloci kanonierek właśnie nawracali do drugiego i ostatniego uderzenia, gdy Mistrz Arden skierował swoje myśli ku najbliższemu z nich. Ten, kierowany potęgą Mocy, obrócił głowę w stronę ruin, gdzie stał Kevin i natychmiast spostrzegł samotnego Jedi.
Arden uśmiechnął się pod nosem widząc nadlatującą kanonierkę z otwartymi drzwiami, a następnie zerknął na ziemię, gdzie stała Darth Valkiriana, której oczy płonęły gniewem. Mistrz Jedi pomachał jej lewą ręką i następnie wykonał długi skok w kierunku lecącego statku, by znaleźć się na jego pokładzie.
-Nie przedstawiłaś mi się! - krzyknął odlatując
-Darth Valkiriana! - cisnęła mieczem o ziemię ze złości - Zapamiętaj to imię, Arden, bo następnym razem cię zabiję!
*****
Z pokłady promu transportowego było widać jak krążownik Mon Calamari skacze w nadprzestrzeń chwilę po tym, jak zanikły jego dziobowe osłony. Aeshi położyła się na kilku fotelach i starała zapomnieć o bólu i tym, czego była świadkiem przed chwilą. Zastosowała proste ćwiczenia relaksacyjne i uśmierzające ból i gdy już podróżowali w nadprzestrzeni w stronę Coruscant, wstała i zaczęła rozglądać się po pokładzie zastanawiając się jak inni to znoszą...
Na twarzy Toma wciąż było widać wypieki, ale powoli już się uspokajał. Nie mógł uwierzyć, że walczył z prawdziwym Sithem, nawet jeśli ten był klonem, że strzelali do niego szturmowcy i chyba jeszcze nie dotarło do niego co to wszystko oznacza.
-Baliście się? - wypalił do Vuul'a i Emmy