przez Mistrz Gry » 24 Paź 2017, o 12:00
Słysząc słowa akceptacji, Nyxi mogła poczuć w Mocy, jaką ulgę to przyniosło małemu Jawie. Jego ton wypowiedzi od razu stał się weselszy.
- Nyxi najlepszy przyjaciel! Niech tylko uważa! Sztuczek nie pokazywać! Ostatnio głośno z wasze sztuczki! Biali żołnierze i rozbity statek. Dużo ich. - mirialanka wiedziała o co chodziło. Przez ostatni rok dużo się działo na Tatooine. Pewien samotny Tusken wykazywał wrażliwość na Moc. Ilania spostrzegła w osnowie Mocy niewyszkolonego mocowładnego i ostrzegała przed nim, jako że jest skorumpowany przez ciemną stronę. Ponoć miał na imię Tegdar. Pracował dla istot z Mos Espa jako przewodnik i łowca dzikich bestii. Został znaleziony martwy podczas masakry kilku bywalców północnej kantyny. Świadkowie donosili, że tusken walczył jak dzika bestia i łamał prawa fizyki. Widzieli jak wykonał niesamowity skok i sam na kilku zaszarżował dziko, pomimo przewagi liczebnej bywalców. Nie przeżył jednak starcia. Zwłokami zainteresowali się imperialni.
Kolejną istotą, podejrzaną o mocowładność była kobieta rasy chiss. Byli naoczni świadkowie, którzy potwierdzają, że w pojedynkę zabiła czterech, uzbrojonych po zęby i zaprawionych w boju najemników, przy pomocy zaledwie kilku ostrych narzędzi. Świadków walki oszczędziła. Chwilę potem, z nieznanych przyczyn ogółowi, cała kantyna eksplodowała i ślad po niej zaginął. Po tym zdarzeniu populacja Mos Espa jak i Mos Ila, była przekonana, że tajemnicza rzeź w doku 52 to sprawka Nicci Frost. Okrutne morderstwa, motyw zemsty i stwierdzona przynależność do bycia "jedi" zgadzała się z ogólnie przyjętą opinią zachowań mocowładnego.
O stragan Terrego obijało się mnóstwo plotek. I mimo, że Nyxi była mirialanką, nie posądzano jej o bycie zwyrodniałą morderczynią. Jak ktoś taki mógłby być zły? Z reguły tępa i niewyedukowana populacja Tatooine, raczej bagatelizowała jakieś kwestie kultury innych ras, podkreślając, że każdy ma swojego pierdolca. Ci nieco bardziej pojętni uznawali religię mirialian za zwykłe kaznodziejstwo. Z reguły nie mówiąc im tego w twarz by ich nie urazić, co jednak nie przeszkadzało by żartować sobie z nich za plecami.
Bolbo ufał Nyxi, a jego intencje były szczere i czyste jak łza. Zatrząsł jej dłonią w podzięce, zaśmiał się krótko i wyjaśnił, że będzie bogata i że zrobi najlepszy interes w swoim życiu. Kobieta, gdy już tylko wyruszyła w kierunku Mos Espa, odniosła wrażenie, że Bolbo chyba nie powiedział jej wszystkiego co powinien. Intuicja jak i Moc dały o sobie znać, że tym razem Jawa musiał coś mocno namieszać. Nie mogła tylko jednak określić, gdzie tak dokładnie kryje się czyhające zagrożenie...
Mos Espa. Jak co dzień. Wszyscy z przyzwyczajenia schowani przed bezlitosnym światłem gwiazdy, unikali jak tylko się dało nadmiernego ruchu i oświetlenia. Ruch mimo to o tej porze był wzmożony. Trzeba zdążyć zanim całkiem zrobi się gorąco. Na targu można było usłyszeć powszechne huttesse, a istoty wszelkiego kalibru zaczepiały, by kupić coś od niego lub by zwyczajnie wymienić się relacjami.
Wejście do siedziby rodianina było strzeżone przez dwóch stojących gammorean. Elektropałki wisiały nieruchomo u każdego przy pasie. Strażnicy tylko łypnęli nieprzyjaźnie na zbliżającą się, drobną w stosunku do nich, kobietę, po czym zwyczajnie ją zignorowali. Idąc szaroburym zaniedbanym korytarzem, dotarła w końcu do drzwi za którymi musiało być biuro Tyma.
Drzwi ustąpiły z jęczącym piskiem, a przed oczyma kobiety wymalowało się pomieszczenie o większym splendorze. Jedynie podłoga i ściany przypominały zbrukany korytarz, popękane w wielu miejscach. Duży ciemnobrązowy dywan w wytworne wzory, wyścielał niemal większość pomieszczenia. Kilka roślin palmo podobnych dodawało życia. Centralnie umieszczone było biurko z jasnego drewna, a za nim był, siedzący na małej platformie repulsorowej, ewidentnie znudzony rodianin. Podpierał się jedną ręką, a drugą przerzucał niedbale stronice jakichś papierów. Jego trąbka poruszyła się, lecz wydobył się tylko syntetyczny, pozbawiony emocji głos translatora:
- Czego? - rodianin nawet nie podniósł głowy znad pracy. Nyxi jednak spostrzegła na lewo od niej w kącie, postać mężczyzny w nieco podeszłym wieku. Musiał być to jego osobisty ochroniarz, który powoli wstał z wolnego krzesła. Wymownie zahaczył palcem o blaster w kaburze, a jego kaprawe oczka skanowały łapczywie ciało kobiety
- Tym, jakaś piękna do Ciebie - zagaił lubieżnym głosem, a jego język oblizał górną popękaną wargę. Czuła jego przeszywający wzrok na sobie. Czuła w Mocy, że osobnik z miejsca ma ku niej intencje, niekoniecznie dla niej dobre, a już na pewno niechciane. Tym zdawał się być jednak nieprzenikniony.
- Co znowu? -zapytał unosząc powoli głowę.