Serith ucieszył się w duchu słysząc słowa o przepustce i propozycji swojej kobiety. Chwila przyjemności, chwila zapomnienia od ciężkiej służby, chwila zapomnienia od wydarzeń z Ryloth, które na pewno zostaną z nim… Z nimi do końca życia. Na pewno ta krótka przerwa wszystkim im się należy. Patrząc na Elayne i jej uśmieszek już wiedział co dziewczyna ma na myśli i bardzo podobał mu się ten plan. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech do niej pokazując, że bardzo przypadła do gustu jej propozycja. Nie zapominając o tym, że w pokoju jeszcze jest Naya obrócił się do niej.
-
Więc co Naya? Jak tam nastawienie na taki mały wypadzik?- Jasne, czemu nie, chociaż na chwile można będzie odciąć się do tego wszystkiego.
Tallav ponownie spojrzał na swoją kobietę z uśmieszkiem. -
Więc mówisz, że śpisz dzisiaj u mnie w mieszkaniu? - powiedział to do niej, bardzo sugerując, że byłby zadowolony z takiego obrotu sprawy. Elayne już otworzyła usta, aby odpowiedzieć, ale wtem wtrąciła się Naya.
- Oho, widzę do czego to zmierza. - jednocześnie mówiąc to wstała. - Dobra zostawię was samych zakochańce i "porozmawiajcie" sobie - mówiąc to podkreśliła słowo "porozmawiajcie". - Pójdę powiedzieć Luciusowi o przepustce i planach, a wy... Zresztą - ruszyła do drzwi, omijając Seritha i Elayne. - Do później - rzuciła na odchodne i zniknęła za zakrętem.
- Wiesz co, bardzo chętnie skorzystam z twojej propozycji. - powiedziała to z uśmiechem obracając głowę w jego kierunku, po czym weszła do pokoju. Mężczyzna zamknął drzwi do jego kwatery i podszedł do niej.
-
Pewnie z rana wtedy wrócimy prosto na okręt. Dasz mi jakieś swoje cichy to zaniosę do siebie, żebyś już miała gotowe i nie musiała do siebie wracać. - w tym czasie objął ją ręką.
- Jak będziemy wychodzić to ci podrzucę, dzięki. - odpowiedziała mu i usiadła na łóżku.
-
Żeby jeszcze ranek na spokojnie spędzić. Weźmiesz... Przepraszam weźmiemy prysznic, a potem jakieś śniadanie... - usiadł przy niej i ponownie ją objął. Blondynka tylko delikatnie wtuliła się w Seritha.
- Podoba mi się ten plan. - powiedziała to na chwile zamykając oczy. Siedzieli tak w ciszy przez kilka minut, najwyraźniej oboje potrzebowali takiej chwili ze sobą. Może na chwilę przemyśleń w cieple swojego partnera. Porucznikowi prze głowę przeszło parę myśli, będzie chciał skontaktować się ze swoją rodziną, rodzicami. Od czasu Ryloth nie dawał im w ogóle znaku życia, byli już przyzwyczajeni, że nieraz dłużej się nie odzywał bo był na akcji, ale zawsze lepiej było jak się do nich co jakiś czas odzywał. Miał jeszcze parę myśli na temat jego przyszłości w Inkwizycji, jego przyszłości z Elayne... Jego przemyślenia przerwała dziewczyna, która nieco się poruszyła otwierając oczy.
- Co wcześniej robiłeś? - spojrzała się na łóżko widząc jak leżą na nim dwie książki. - Co to za książki? - spytała go sięgając po nie. - "Evan Garathion - język..." Uczysz się jakiegoś języka? - zapytała go obracając się ku niemu.
-
Właściwie to tak. Pamiętasz te znaki, które były na ścianie w tym grobowcu na Ryloth? - kiwnęła mu głową na potwierdzenie. -
Zaciekawiło mnie to, że Borgis potrafił to czytać, zapytałem go co to za język i czy da się go nauczyć, no i dał mi te dwie książki. - spojrzał na holoksiążkę, którą trzymała akurat w dłoniach. -
To jest słownictwo, a ta druga to gramatyka. - Elayne w tym czasie otworzyła książę spoglądając do środka.
-
To jest język starożytnych sithów, podobno jakaś prawie wymarła rasa, a sam język jest też częściowo wymarły. - zrobił sobie chwilę przerwy. -
Czytam to od czterech godzin i jest tyle nie dopowiedzeń, dziwnie napisanych rzeczy, że uczenie się tego jest strasznie ciężkie. - powiedział to delikatnie śmiejąc się w jej stronę.
- Widzę, że ambitnie podchodzisz... Może sama bym spróbwała? - zapytała go obracając głowę w jego stronę.
-
Jak chcesz skarbie, tylko jest to na prawdę ciężkie - odpowiedział ją, całując ją we włosy...
***
Stał teraz i czekał na resztę przy wejściu do Beebleberry. Gdy wrócił do mieszkania włożył ubrania Elayne do szafy, wziął szybki orzeźwiający, zimny prysznic. Przed samym jeszcze wyjściem poperfumowała się i założył na siebie czarne spodnie, czarno-czerwoną koszule w kratę podwijając rękawy oraz czarną skórzaną kurtkę.
Czekał na resztę może z dziesięć minut, gdyby byli na służbie to by ich mocno przetrzepał za takie spóźnienie, ale nie dzisiaj, nie teraz. Teraz mieli się dobrze bawić. Wreszcie przyszli, na początku Elayne, a potem Lucius i Naya. Każdy z nich ubrał się o wiele bardziej elegancko, dziewczyny jak zwykle przy takich wypadach miały na sobie stroje, które pokazywały, że znają się na modzie panującej w Światach Jądra, ale o wiele bardziej praktyczne niż te ubrania, które są na balach czy innych imprezach. Lucius ubrał prostą koszulę i pasujące do tego spodnie.
- Długo czekacie? - zapytał z lekkim uśmieszkiem Lucius.
-
Elayne dopiero przyszła, a ja z dziesięć minut. Nie ważne po prostu wchodźmy. - widać było, że Serith nie chce za bardzo ciągnąć tego tematu tylko po prostu wejść i pobawić się na luzie. -
No to nie ma na co czekać, wchodzimy. Mam jeszcze opłaconą kartę członkowską to powinniśmy wejść na trzeci poziom. - chwycił swoją kobietę za dłoń i tak trzymając się weszli do środka. Musieli się przeciskać przez najbardziej zatłoczony pierwszy poziom. Dżentelistot było tam jak Kilików, wszędzie, a najwięcej na parkiecie. Sporo osób też stało nie daleko plastalowych klatek, w których skąpo ubrane tancerki rozgrzewały gości. Tallav kątem oka zerknął zobaczył, tylko niebieską Twi'lekankę i Zeltronkę, którę zabawiał swoimi wdziękami i tańcem w rytm muzyki. Po krótkiej chwili udało im się przedrzeć na hol kierując się do bramki prowadzącej na trzeci poziom.
Jak zwykle była tam całkiem spora kolejka, a nie wiele osób wpuszczali. Przy tym przejściu była bardzo staranna selekcja, kto nie miał karty członkowskiej wylatywał, ale zawsze kilku, a nawet kilkunastu próbowało wejść co zawsze kończyło się pacyfikacją przez ochroniarza. Serith spojrzał na początek kolejki... Tak jak się domyślał, na posterunku stał niezawodny Ikotchi Maldas Vaa, ochroniarz mając dobre ponad trzydzieści lat, jak zwykle ubrany w czarny garnitur, białą koszulę i krawat, inaczej nie mogło być. Porucznik i spółka znali go bardzo dobrze, tak samo jak on ich, a to przez częste wizyty w tej części Beebleberry. O dziwo kolejka posuwała się całkiem szybko, w około piętnaście minut od przyjścia stali przez wejściem, gdzie szeroko do nich uśmiechnął się Iktochi.
- Oho, kogo moje oczy widzą. Tallav, Lucius, Elayne i Naya. Dawno was nie widziałem.
-
Wiesz jak to jest, służba nie drużba. - powiedział Serith odwzajemniając uśmiech i podając mu rękę na przywitanie, na co Maldas ochoczo odwzajemnił gest, podobnie witając się z resztą ekipy.
-
Chcemy chwile się rozerwać przed kolejnymi akcjami.- Nie ma sprawy, wchodźcie. Loża czwarta jest wolna, z tego co widzę - przejrzał piętro na ekranie z boku po czym Vaa otworzył przed nimi bramkę, a gdy przeszli zaraz za nimi zamknął. Po krótkiej chwili dotarli już do wskazanego im miejsca i zasiadli.
-
Skocze zamówić drinki. - mrugnął do nich i wstał udając się do baru. Usłyszał tylko, jak jego kumple zaczęli coś ze sobą rozmawiać. Za ladą baru stał Besalisk, polerujący szklankę swoimi dwiema górnymi łapami. Musiał to być ktoś nowy, bo Tallav go nie poznawał.
-
Cześć będą cztery drinki. - Serith jakby wsunął się przed ladę baru wyjmując jednocześnie portfel. -
Dwa razy wściekły Wookie, raz kamikaze i raz ogień Tatooine. - zamówił i spojrzał jak Besalisk sobie wszystko notuje na holopadzie.
- Jaki stolik?
-
Loża czwórka. - odpowiedział porucznik.
- Dziewięćdziesiąt trzy kredyty - podał cenę pracownik. Serith wyjął po prostu sto kredytów dając je barmanowi, nie chcąc reszty.
- Za chwilę kelnerka wam je przyniesie - czarnowłosy mężczyzna podziękował za obsługę i wrócił do swoich znajomych. Usiadł koło Elayne obejmując ją jedną ręką...