W Momocie kiedy Avien stracił przytomność dwóch oprawców musiało ciągnąć go po ziemi by utrzymać to samo tępo marszu.
„-jeszcze mi zaraz każą go wlec” – pomyślał szyderczo Remi kiedy dwa blastery były w niego wycelowane. Sytuacja wyglądała dość komicznie gdyż Raveren szedł pierwszy spokojnym krokiem a za nim dwóch chudych mężczyzn ledwo ciągnęło czerwonookiego i to oni byli porywaczami. Gambit zdawał sobie sprawę, że wystarczyła by chwila nieuwagi a udało by mu się zabić chociaż jednego z nich, jednak postanowił wytrwać i poczekać gdzie go to doprowadzi.
- Panowie można wiedzieć dokąd zmierzamy? – zapytał R’R starając się dobrać jak najbardziej dystyngowany ton.
- Nie gadaj! Idź a się dowiesz. Mogę Ci powiedzieć, że dostaniemy duża nagrodę za was. – odsapał pierwszy z „porywaczy” widocznie już zmęczony takim stanem rzeczy. Oboje myśleli, że lepiej jakby to Remi go ciągnął ale słyszeli do czego jest zdolny i woleli mieć go cały czas przed sobą.
- A wiec tak..., chodzi o pieniądze…. – po tych słowach Gambit obrócił się i zatrzymał, oprawcy natychmiast zrobili to samo. Puścili Matiiasa tak, że uderzył dodatkowo głową o beton, wyprostowali i ze zmieszaniem patrzyli co uczyni postać przed nimi.
- Oj… na pewno mu to nie pomoże… – zadrwił R patrząc na swojego nieprzytomnego kolegę po czym dodał: - Chłopaki nic wam nie zrobię. – zażartował widząc speszenie. – Chcę tylko wiedzieć gdzie nas prowadzicie, a niektórych ciągniecie.
- Patrz jaki klaun! – odezwał się pierwszy patrząc na kolegę.
- A żebyś wiedział. – wtrącił Remi
- Max strzel mu w nogę to się mu odechce żartować. – skomentował Nick.
- Dobra, dobra już idę. – zakończył R dyskusje która przyniosła mu dużą satysfakcje.
***
- Baza do AR-02. Zgłoście się.
- Zgłaszam się. Tutaj Erick. – zameldował się ściszonym głosem funkcjonariusz.
- Jak tam się trzyma sprawa? – zapytał ktoś z centrali
- Jeden z podejrzanych został pozbawiony przytomności a drugi.. - tutaj policjant przerwał - Cztery osoby razem z naszymi podejrzanymi wchodzą do hangaru.
- Zrozumiane, nie zbliżajcie się do budynku, zlokalizujemy was i obstawimy miejsce z każdej strony. Obserwujcie i meldujcie o każdej podejrzanej sytuacji. Za pięć minut będziemy już ich mieli w pułapce. - tym stwierdzeniem zakończył się przekaz. O dokładnych koordynatach zostało poinformowane pół Mannowskiej policji. Pięć minut i miało być tam gęsto od gliniarzy...
***
- Szefie ochroniarze zauważyli cztery nieznane postacie.
- Ehm? - skinął od niechcenia szef "BloodBowl"- Coś więcej, może powiesz? - W tym samym momencie do pokoju wszedł kolejny osobnik.
- Na dole czeka dwóch łowców głów, mówią, że złapali tych świrów z kantyny.
- O! - zaciekawił się przełożony. - Dawaj ich tutaj, niech wchodzą.
Hangar był dużo większy w środku niż Remi na początku uważał. Po przejściu przez stanowisko "ochrony" weszli na główny plac. Krzątało się tam kilkadziesiąt osób znosząc coś na magazyn lub po prostu tam będąc. Zanim doszli do prywatnej kabiny na pierwszym piętrze, Gambit zdążył naliczyć czterdziestu-sześciu wrogów na dole, dodać dwóch "porywaczy" to wychodziło w całej hali jest plus/minus z pięćdziesiąt osób.
"ciężko będzie" - przeleciało mu przez myśl kiedy drzwi od kabiny się otwierały. W pomieszczeniu stało dwóch dużej postury osiłków i mniejszy gruby najprawdopodobniej zwierzchnik. Mimo wszytko pierwszą rzeczą i tą która przykula uwagę Raverena była figurka Twi'kelanki znajdująca się na biurku, miała ona około pól metra wysokości i idealnie pasowała do przedmiotu który poszukiwali.
"- zawsze pod górkę" - pomyślał.
- Tak więc to oni.. tak? - zapytał spokojnie boss patrząc na dwóch łowców
- Tak jesteśmy pewni, że to oni.
- Dobra... Drox wyprowadź panów i wypłać co im się należy. - rzekł do swojego bodyguarda a ten wyszedł razem z dwoma oprychami. Najwyraźniej nie byli do końca zadowoleni, liczyli chyba na słowa wdzięczności i podziękowań ale dostaną zapłatę i to się liczyło naprawdę. R'R chciał pomachać na dowiedzenia ale drugi strażnik stał z karabinem wycelowanym w jego pierś i jakikolwiek ruch był niewskazany. Szef popatrzył w oczy Remiego potem na Aviena który dalej leżał nieprzytomny w rogu i na ostatnią postać w pomieszczeniu która stała z karabinkiem. - David pistolet poproszę. - zakomunikował spokojnym głosem a zarazem z nutką radości i podniecenia. Pistolet który przed chwilą był w kaburze na udzie Davida szybkim ruchem znalazł się nagle przed oczami Raverena. Łowca nawet nie drgnął kiedy na szali ważyło się jego życie. Szef, widząc odwagę przycisnął lufę w czoło takim ruchem jakby miał właśnie wystrzelić.
- To ty zabiłeś naszego w kantynie?
- Tak Ja.
- Jak myślisz co się teraz z tobą stanie?
- Są dwie opcje, albo mnie zabijesz albo się dogadamy. - zaczął Remi, mimo iż nie bał się śmierci to głupio było by tak zginać. Co do tego, że przeciwnik pociągnie spust nie miał wątpliwość, postać, może nie była zbyt muskularna ani za wysoka ale kiedy mówił można było wyczuć w niej charyzmę i zdecydowanie.
- Widzisz... mamy tutaj swoje zasady i za śmierć karmy śmiercią. Myślisz, że zaszedł bym gdzieś nie przestrzegając swoich zasad? - nie czekając na odpowiedz ciągnął dalej: - W dzisiejszych czasach trudno jest zwerbować dobrego pracownika... a Ty... - po ostatniej sylabie jeszcze mocniej docisnął lufę - zabiłeś jednego z takich...
- Nie ma istot niezastąpionych... - rzucił Remi w odpowiedzi
- To może tak. Masz racje, będziesz miał dwie opcje. Pierwsza to taka, że rozpierdalam CI łeb a twojego kumpla grzebie żywcem. - Po tym zdaniu Raveren przyjął minę jakby zastanawiał się nad tym, widząc to boss mówił dalej: - Druga opcja to taka, że oszczędzasz głowę i się do nas przyłączasz, twój towarzysz tak samo.
- Dziura w głowie.., pracowanie dla Pana... głowa... praca.. - zastanawiał się na głos po czym rzucił: - Jestem z wami!
***
Hangar był szczelnie obstawiony przez masę jednostek policyjnych. Wszyscy byli w ukryciu i czekali tylko na hasło do szturmu.
- Dwóch podejrzanych wychodzi z budynku. - zakomunikował snajper tak, że każdy słyszał to w swoim odbiorniku.
- Tutaj dowódca, kiedy wejdą za zakręt przejmijcie ich, tylko po cichu, nie chcemy się jeszcze ujawniać. Dwie postacie które jeszcze przed chwilą prowadziło dwóch zakładników wychodziło z terenu zabudowań. Dopisywał im humor gdyż zarobili sporą ilość kredytów w krótkim czasie i to w dość łatwy sposób.
- Gdyby codziennie trafiały się takie zlecenia... - rozmarzył się jeden
- Noo - udzieliło się drugiemu
- Max powiedz mi... - powiedział Nick po czym obrócił, się jednak jego kolegi nie było, jak gdyby zniknął nagle, w tej samej chwili ktoś zakrył mu usta i zaczął dusić.
- Oba cele unieszkodliwione. - rozległ się głos w komunikatorach
- Doskonale! Mówi kapitan, rozpoczynam operacje "sztorm", snajperzy mają pozwolenie oddawania strzałów do każdego kto pojawi się w oknie do czasu wejścia naszych.
***
W pomierzeniu zapanowała cisza. Boss spojrzał na osiłka i rzekł.
- Obudź go. Musi wiedzieć dla kogo pracuję. - wskazał na Aviena. Ochroniarz posłusznie spełnił rozkaz. Podszedł do czerwnookiego i starał się go ocucić, na próżno. Remi w tym czasie był już przy biurku i oglądał z bliska połyskujący obsydian z którego "tańcząca Twi'kelanka" była zrobiona. Obok leżał czarny plecak
"- idealnie pomyślał Remi i podniósł figurkę, była dość ciężka jednak nie na tyle by przeszkadzała w normalnym poruszaniu. Gambit chciał już chwycić torbę i schować posążek, jednak jego nowy przełożony bacznie go obserwował. R odstąpił od zamiarów i już odkładał przedmiot kiedy całym budynkiem mocno wstrząsnęło jak gdyby ktoś zdetonował dość duży ładunek wybuchowy. Obsydian wysunął się z rąk i bezwładnie leciał na podłogę, w ostatniej chwili Remi chwycił Twi'kelanke za głowę.
- Uff... - kiedy podniósł wzrok, przed oczami znów miał blaster szefa.
- Zwalnia mnie Pan... tak? - zapytał trochę ironicznie
Boss słysząc to ściągnął broń obrócił się do podwładnego który po wstrząsie zwalił się na Aviena i rozkazał:
- Sprawdź co tam się dzieje! - po tych słowach pracownik otworzył drzwi na oścież i oddalił się kawałek od wejścia. Po paru sekundach do uszu doszły dźwięki wystrzałów i różnych krzyków. Nie były to pojedyncze sygnały tylko odgłos prowadzonej bitwy która rozgrywa się właśnie na dole.
- Kurwa! - warknął zwierzchnik. Następnie podszedł do szafy, otworzył ją, ubrał na siebie bojową kamizelkę, chwycił grubą wypełnioną czymś torbę do której dorzucił trzymany w ręku blaster. Odwrócił się i zaczął szperać w szufladzie biurka. Był tak pochłonięty, że nie spostrzegł nawet, że Remi z plecakiem do którego schował posążek stara się ocucić kumpla. R bezskutecznie wymierzał kolejne "plaskacze" czerwonookiemu, nic nie mogło go wybudzić. Postanowił dźwignąć go na plecy. Było to bardzo uciążliwe, zwłaszcza, że niósł także cenną zdobycz. Obrócił się w stronę drzwi z których jeszcze przed chwilą dochodziły bardzo wyraźne głosy używania karabinu. Najprawdopodobniej to ochroniarz strzelał ze schodów. Remi zorientował się, że tamta droga ucieczki odpada. Zaczął się teraz przyglądać przełożonemu który dalej czegoś szukał we wnętrzu biurka. Po paru sekundach wyciągnął coś, a na twarzy odmalowała się ulga mówiąca, że znalazł właściwą, rzecz. Chwycił swoją torbę i skierował w stronę pustej ściany. Jak się okazało było w niej sekretne przejście, tak ukryte, że nie było można dostrzec choćby szczegółu nieregularności w gładkiej powierzchni. Mała postać włożyła coś na kształt klucza i starała się popchnąć wielkie wieko, bezskutecznie. Po tej nieudanej próbie furia wzięła górę, odrzucił torbę pod nogi Gambita który stał już metr obok tak by też skorzystać z tajemniczej ucieczki i obiema rękami z całej siły otworzył sekretne schody prowadzące do kanałów.
- Podaj! - wrzasnął na Remiego tak by ten podniósł jego torbę. R spełnił żądanie i w chwili kiedy przekroczyli próg, boss przesunął wajchę po drugiej stronie tak, że drzwi się same zatrzasnęły. Nie było już można nimi wrócić, jedyne wyjście było gdzieś po drugiej stronie. Remi przypuszczał, że jeżeli otwór zasklepił się tak samo i wygląda jak poprzednio to nikt nie domyśli się którędy uciekli i będzie wyglądało jakby wyparowali. Schody prowadziły dwa lub trzy pietra niżej a potem był długi, wąski kanał w którym woda ściekowa sięgała do kolan. Szefunio biegną wzdłuż a Remi ledwo nadążał z całym tym bagażem który dźwigał. Skręcili parę razy. Tylko znając te tunele i wiedząc dokąd się biegnie było można gdzieś trafić, inaczej był to śmiertelny labirynt. W większości segmentów z sufitu wisiały nikłe lampy ledwo oświetlające drogę. Sunęli tak z dobrych dwadzieścia minut, właśnie wbiegali w kawałek gdzie ciemność była najgęstsza. Gambit kątem oka dostrzegł, że postać biegnąca przed nim wsunęła rękę do torby i starała się coś wymacać. Remi tylko czekał na ten moment, w ciągu sekundy odrzucił Matiiasa do tyły, wyjął blaster schowany w kieszeni i przystawił w tył głowy "zwierzchnikowi".
- Tego szukałeś? - zapytał zdyszany acz uradowany, że przechytrzył wroga
- Ja... - wydukał ledwo przeciwnik zdruzgotany obrotem sprawy, obrócił się spojrzał w oczy Raverena i zrozumiał..... Wiązka wystrzelona z pistoletu przeszła przez głowę powodując natychmiastowy zgon. Ciało lekko odrzucone przez wystrzał bezwładnie opadło do tyłu. Remi zamyślił się chwile co by się stało gdyby w odpowiedniej chwili przy drzwiach nie wyjął nieprzyjacielowi broni z torby. Wiedział, że był sprytniejszy i dobrze przewiduję innych chytrych ludzi, ponieważ uczył się na sobie. Uśmiechnął się i podniósł torbę którą "odziedziczył", w środku było bardzo dużo kredytów w rożnych nominałach, po pobieżnej ocenie, R oszacował wartość torby na jakieś 50tyś. Poza tym było parę błyskotek i jakieś dokumenty a w bocznej kieszonce dwa złączone małe kluczyki które automatycznie znalazły się w kieszeni łowcy.
- To się ustawiliśmy... - rzekł na głos wiedząc, że ani Avien ani denat go nie słyszy. Był bardzo zmęczony, ostatnie godzinny z życia, sceny w kantynie i na policji powodowały wręcz odrętwienie. Remi zdawał sobie sprawę, że to praktycznie koniec, poprawił sobie szelki od plecaka, mocna ścisnął torbę i uszedł parę kroków, po chwili jednak zawrócił spojrzał na dwie leżące postacie, Avien wydawał się teraz pogrążony w spokojnym niczym niemowlak śnie.
- Nie lubię pożegnań. - stwierdził z uśmiechem i dodał: - Tutaj się rozstaniemy. - po tych słowach rzucił torbę pełną kredytów obok nieprzytomnego czerwonookiego i skierował w stronę jak się wydawało wyjścia...
Od miejsca gdzie zabił "szefa" było jakieś pięć minut drogi do wyjścia i praktycznie cały przez czas prostej, nie martwił się już o Matiiasa gdyż wiedział, że chłopak sobie poradzi. Przy wylocie z tunelu który znajdował się koło jakiegoś mostu, w ścianie Raveren dostrzegł mini-zamek, jak dobrze zgadł jeden z kluczyków pasował. W małym pokoiku znajdował się szybki jednoosobowy śmigacz często używany przez zwyczajną ludność Manaan do poruszania się. Remi zaciągnął kaptur na głowę, upewnił czy ma zapięty plecak i włożył drugi klucz po czym wyjechał w stronę miasta wtapiając się w istoty używające podobnych maszyn...
Remi przenosi się do [Nar Shaddaa] Księżyc Przemytników